środa, 7 stycznia 2015

Step out!

Wkarczając w nowy etap życia, czuję się bardzo egoistycznie, zostawiając za sobą tą, którą kocham. Boję się, że to będzie moralnie niewłaściwe. Mam potrzebe ratowania innych kosztem siebie. Wkroczenie w nowy etap jest równoznaczne z wyrzeczeniem się swojej miłości - tego co we mnie najpiękniejsze. Może to właśnie chodzi o wyjście ze swojej strefy komfortu? Może moją strefą komfortu jest rola bohatera? Może właśnie to czas na step out? Już wystawiłem piętę za to bagno. I chyba lepiej moralnie czułem się w roli męczennika. Może to całe męczennictwo jest po to, żeby czuć się dobrze moralnie a co za tym idzie karmić swoje ego? Zaczynam myśleć trochę bardziej racjonalnie. Zaczynam powoli zrzucać z siebie skorupę bohatera romantycznego. Ale czy tego chcę? Może wyjście z tego to jedyna droga do szczęścia? Ale przecież w męczennictwie utrzymywała mnie wiara, że zostanie mi to wynagrodzone, że przyniesie mi to szczęście. A co jeśli warunkiem szczęścia będzie wyjście z tego i wkroczenie w nowy etap życia? Snape nigdy nie został wynagrodzony. A Harry? Harry udźwignął krzyż i zdołał walczyć. Ale przecież ja mam swój krzyż, który ostatnio staje się leciutki i może dlatego wziąłem na plecy jeszcze jeden? Może ja po prostu lubię mieć cieżar na swoich barkach? Może po prostu nie jestem na tyle silny, by wyjść ze strefy komfortu, którą jest (sic!) rola bohatera? Postępuję trochę jakbym rozdawał jedzenie głodnym a w końcu sam nie miał co jeść. Może za bardzo idealizowałem? I boję się, że będę się brzydzić, że postanowiłem ratować siebie a nie innych. No ale w końcu trzeba zacząć od siebie. To wszystko to strach przed nieznanym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz