środa, 31 grudnia 2014

Boże, jak groteskowo

Napisałem na instagtamie, że to był dobry rok. I czuję się z tym słodkokwaśno. Pomyślałem sobie, że to był dobry rok. Dwa koncerty Kari. Roześmiałem się i zaraz rozpłakałem. Jak groteskowo. Co się ze mną stało ostatnio?

Nie wiem jak to wszystko się zaczęło... Nieudana próba całkowitego przyznania się do transseksualizmu...

Beztroski czas spędzony z dziewczyną, którą wtedy szczerze kochałem... Prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych okresów mojego życia. No i koncert Kari... Wybrnąłem z perkusyjnego doła i postanowiłem w końcu kupić tego cholernego pada. Po roku nauki! Kotłowało się we mnie tyle pozytywnej energii a jednak czegoś mi wciąż brakowało.

Wszystko tak nagle się zmieniło w tę środę popielcową. Odeszła. Jak żyć dalej ze świadomością, że ona już nigdy nie zobaczy piękna otaczającej nas codzienności? Nie wiedziałem. Zacząłem zagłębiać się w teksty z Wounds And Bruises i to był początek wielkiej podróży wgłąb mnie. Nie chcę umrzeć jako dziewczyna.

Pakery, bindery i inne trans śmieci. Budowanie nowej tożsamości chociaż wśród kilku bliskich osób. Na tyle mogłem sobie pozwolić. Ciągła zmiana imienia. Wy, którzy byliście przy mnie, nie wiem jak to wytrzymaliście i dziękuję Wam za to bardzo. Tyle się działo. Pogodziłem się z kilkoma rzeczami na raz i stałem się lepszym człowiekiem. Silniejszym.

Gdyby życie było tylko Rolandem Garrosem... w zasadzie wyrzuciłem te 3 dni z tego roku. Nie dochodzi do mnie, że to wydarzyło się właśnie w maju 2014. Gdyby życie było tylko tym krótkim momentem, który gdzieś mi uciekł... Trzy dni to bardzo krótko w skali roku...

Znalazłem Łódź - nową miłość, a w niej zupełnie randomowo nowe imię. Jestem Czarek. Definitywnie. No i koniec wielkiej przygody z ZS2. Jak zaklimatyzuję się w LO skoro przez 9 lat chodziłem do tej samej szkoły...?

Proszę, proszę, kto tu idzie ze mną do klasy... Dawno zapomniane marzenie...

Więc napisałem do niej. Cześć. Odpisała to samo. Chciałem ją tylko poinformować o zmianie płci. Tak bardzo pragnąłem nowej tożsamości... Ale moja odwaga skończyła się na samym powitaniu. Trzeba coś zrobić ze swoim życiem! Całe wakacje przespałem... Zostały trzy tygodnie...

Naprawdę poważnie rozważałem opuszczenie rozpoczęcia roku. Przecież nie mam garnituru... Ale w końcu poszedłem, jakoś. Dzień później byłem już sobą, chłopakiem. Zacząłem budować nową tożsamość. I udało się. Bezproblemowo. A tymczasem... Chłopak przynosił jej jedzenie do szkoły. Postanowiłem zająć się innymi.

No, no, zajmowanie się innym całkiem nieźle mi szło. Wczułem się. Aż powiedziała mi, że się kłócą. Znów poczułem swoją szansę.

No, to wyznałem jej miłość. W dość głupi sposób, ale uważałem, że najlepszy możliwy. A ona zamieszka z nim w kawalerce. Czad. Tylko że... Kilka dni później zerwali. Ogarnęła mnie dziecinna radość. Potem było jeszcze lepiej. Ale bardzo chiałem jednego i to mnie zgubiło. Mieliśmy 'romans', z którego wyszedłem w nadziei na związek. Ta. I gdybym mógł cofnąć czas, trwałbym w tym cudnym romansie. No. Ale znowu nadszedł koncert Kari. I jakimś cudem znalazłem się w garderobie. Pozdrawiam Nowy Tomyśl! Podziękowałem za to jak jej muzyka wpłynęła na moje życie, a ona znowu mnie zaskoczyła...

Wszystko znów się posypało. Zostawiła mnie bez wyjaśnienia, które potem próbowałem odgadnąć. I w końcu je poznałem. I jeśli to czytasz, a ufam, że czasem tu zaglądasz to wiedz, że nikogo nigdy tak nie kochałem, jak Ciebie kocham, dla nikogo tak dobrze nie chciałem jak dla Ciebie chcę... ale mogę się ogarnąć. I przestać być zbawicielem, kiedy go nie potrzebujesz.

I co ja mam myśleć...? Z jednej strony cieszą mnie przemiany a z drugiej więdnę z tęsknoty. Usycham, ale trzymam się tej nadziei, że kiedyś to wszystko się odwróci...

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Are you ok, bro?

Obejrzałem Piękny Umysł. Jeden z tych filmów, przy których okazuje się jak bardzo jestem wrażliwy.

Oh life is bittersweet
Once above and twice underneath
It's gonna be all right
It won't get you down

Za bardzo chciałem, za dobrze chciałem. Na siłę. I to mój błąd, który znowu popełniłem. Ona, której mówiłem co jest jej problemem niedawno go sobie uświadomiła. I zrobiła z tym porządek. A dowiedziałem się tego z jej bloga. A ja wiedziałem wcześniej. I co, przez to wszystko runęło. Bo chciałem uświadomić jej, że miała problem. To samo dzieje się teraz. Naprawdę nie wymyślam dodatkowych próblemów. Kiedy je widzę, mówię o tym. I znowu, znowu się na tym przejchałem. Chyba tylko matki mają przywilej chronienia na siłę tych, których kochają.

Leżę na łóżku i płaczę. Korzystam ze swojej zdolności do szybkiego ogarniania się. I znowu.

No. Więc pójdę znowu obejrzeć jakiś psychologiczny film. Dwa na dzień to wcale nie za dużo. Nie zasnę w nocy, choć najchętniej poszedłbym spać już teraz. Ale nie będę oddwać się kilkunastogodzinnemu snu. It's gonna be all right...

And I'm feeling it's okay to stay behind
But we're no better
At least not today

sobota, 27 grudnia 2014

After all this time...?

Nawet wojownik czasem w dłoniach chowa twarz. Jestem tylko człowiekiem.

Nic co ludzkie nie jest mi obce.

Dlatego siłą jest przyznanie się do słabości.

If healing's from the inside
The weak becomes the strong

Cierpienie muszę przyjąć takie, jakim jest. I z twarzą w dłoniach nie jestem mniej wojownikiem niż byłem wczoraj. Kiedy umiem się przyznać przed samym sobą, jestem wygranym. Wygranym jest ten, kto godzi się na swój los. Raz odkryłem w sobie wojownika i już zawsze nim będę.

Czarek, zawsze szukaj Boga.

Będę.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Staje się silniejszy. I tak też mnie widzą. Tylko jak to jest, że niektórych ciężkie doznania tylko ściągają w dół? Nie mam pojęcia. Może trzeba mieć krzyży na plecach naprawdę dużo żeby znaleźć Boga? Tak jak ja miałem w marcu. Udźwignąłem, odnalazłem światło i wróciłem silny jak nigdy przedtem. Czy nie na tym polega sens cierpienia?

Lights will guide you home
And ignite your bones
And I will try to fix you

Czasem trzeba naprawić coś, co zepsuli inni. Tylko to chcę zrobić. Lecz widzę jak niszczą dalej. I nie mogę zrobić zupełnie nic bo:

Gdy kopniesz w mur, on nie ucierpi, a ty połamiesz palce.

Justyna przeczytała mi raz werset z Biblii, którego sens był ten sam. Zamykając się, ranisz ludzi wokół siebie. Ale ja jestem wojownikiem oddanym tej zamkniętej istocie jak Severus Snape. I dlatego cierpię.

piątek, 26 grudnia 2014

Jestem wojownikiem

'Żebyś się nie rozczarował, Cezary' mówiła Izabela. Ja nie mogę sie rozczarować, myślałem. Świat był u moich stóp. Ja, młody i niski, mentalnie silny, duchowo waleczny mogłem wszystko. Byłem tym, kim wielu chciałoby, żebym był dla nich. Ale kto o tym wiedział? Wiedzieliśmy o tym tylko my. I ciągle nikt o tym nie wie oprócz nas. Tak ze mną jest. Otwieram się dla wybranych. Może trochę randomowo. Ale teraz ta wiedza należy do mnie. To, co nasze spłonęło. Byłem na to gotowy. Wiedziałem, że może to się stać. Mogłem też uciec od losu jak Edyp. Ale wybrałem los. Przyszedł dziesiąty i strawił wszystko. Widzę w tym swoje dwa błędy. Ciekawość i egoizm. Tak, to jest właśnie to co spowodowało ten pożar. Teraz trudno będzie podnieść się ze zgliszczy. Ale czy Eragon tego nie uczynił? Powstał ze zgliszczy wielki wojownik. A ja jestem wojownikiem. Tak, właśnie wpadło mi to do głowy. Jestem wojownikiem. Nie walczę z ludźmi tylko ze złem, które wytworzyli. I wiesz co, Izabelo? Nie rozczarowałem się. Wiem, że myślisz co innego. Byłem gotowy, więc nie mogłem się rozczarować.

niedziela, 7 grudnia 2014

Początek

9 marca 2014

Do 15 30 leżałem dzisiaj w łóżku z tabletem w ręce i oglądałem wywiady na yt. Przeważnie z Kari.

To jest naprawdę mądra kobieta, szanuję ja nie tylko jako artystkę, ale także jako człowieka. Bo jest bardzo dobrym człowiekiem. I lubię słuchać nie tylko jak opowiada o muzyce (a mówi w niezwykły sposób), ale także o życiu. W wielu tych wywiadach powtarzały się słowa, że pisanie piosenek pozwala jej zajrzeć głęboko w siebie, w swoją duszę. Że ona cały czas się zmienia jako człowiek i dlatego zmienia się jej muzyka. Że ciągle przemierza jakieś odcinki z punktu a do bo, z b do c, itd i teraz już jest gdzieś na jakiejś literce i te zmiany powodują, ze ona jest szczęśliwa i spełniona.

Też sprawdzałem jakieś muzyczne nowości, bo w tygodniu jakoś nie miałem ochoty. Więc musiałem to nadrobić.

Ale wiesz, ja nie chcę o tym.

Kari była tylko takim motorkiem. Az motorkiem. Mimo, ze nie znam jej, jest dla mnie naprawdę ważną osobą. Moją największą inspiracją itd. Boże, jak ja ją uwielbiam. Jej muzyka (i teksty jej męża) pozwalają mi odkryć siebie, stać się lepszym człowiekiem. Pokazywałem Ci ostatnio jeden tekst. Po prostu są w nich ukryte takie życiowe mądrości. Tak jak w tamtym, że jeśli nawet będzie bardzo źle, zawsze znajdzie się ktoś kto ci pomoże, uleczy rany i siniaki dotykiem swojej ręki.

Ale w sumie nie do tego zmierzam.

Jako, ze Kari jest dla mnie takim motorem do rozważań, myślałem bardzo dużo. Myślałem nad tym, co sprawia mi radość.
Najważniejsze, do czego dzisiaj doszedłem, to że nie chcę być sędzią. I w zasadzie to jest to sedno, że nie chcę być tym cholernym sędzią.

29 marca 2014

Czytam tę książkę i nachodzą mnie różne refleksje. Chciałbym się podzielić.

Well, nie wiem od czego zacząć...

Jak wyglądało moje dzieciństwo? Miałem dobrze. Mama i tata kupowali mi takie zabawki, jakie chciałem. Żołnierzyki, samochody, lego i -moje ulubione- Action Man! Jezu, miałem tego od chuja pana. Chętnie bym się teraz pobawił. W pierwszych latach życia nie wiedziałem. Mieszkaliśmy w lesie, a ja za dużo z tego okresu nie pamiętam. Potem przeprowadziliśmy się na Gładyszewo. Tez za dużo nie pamiętam. Dopiero kiedy przeprowadziliśmy się na Zieloną (miałem 6 lat), poznałem inne dzieci. Przedstawiałem się jako chłopak o imieniu Kudłaty. Normalnie grałem z chłopakami w nogę, nie rozumiałem, jak dziewczyny mogą się bawić, jak się bawią. Nuda. Noga to jest prawdziwą zabawa! Mama nawet kupiła mi trochę piłkarskich koszulek. Ale to później. Musiałem chodzić w tych wszystkich babskich ciuchach. Takie okropne spodnie z falbankami. Nienawidziłem ich. No i jeszcze dostawałem od przeróżnych cioć jakieś różowe rzeczy i musiałem nosić. Ale tylko w gości, nie na podwórko. Płakałem, kiedy miałem to założyć. Przecież to okropne, niemęskie. Zawsze podobały mi się wyjściowe stroje kolegów z przedszkola. I sam poprosiłem mamę o garnitur. Pokiwała przecząco głową. Raz w życiu zostałem zmuszony do włożenia spódnicy - po komunii. Płakałem! Okropnie płakałem. Dlaczego spódnica, skoro chłopaki mają takie fajne garnitury? W końcu udało mi się wybłagać u mamy te koszulki piłkarskie. To było w 3 lub 4 klasie. Latałem w tym po podwórku, ale mama nie pozwalała mi chodzić w tym do szkoły. A ja tak zazdrościłem, kiedy widziałem kolegów w koszulkach piłkarskich... Potem zacząłem ubierać się na męskim, to było w 5 klasie. Ale pewnego dnia, mama tego nie powiedziała, ale po prostu zaciągnęła mnie na damski dział i koniec. Ach, i długie włosy miałem tylko dlatego, że byłem metalem, a faceci metale mają długie włosy. Wszystko wzorowałem na facetach. I nadal to robię. Ja jestem facetem, byłem nim zawsze. No, i od tego momentu musiałem łazić na ten damski dział... Męka, męka za każdym razem, kiedy idziemy do sklepu. Tak jak wczoraj Ci relacjonowałem. I zawsze tęskne spojrzenie na męski dział. Ach, pominąłem najlepsze! Kiedyś wszystko się wydało na podwórku, ze nie jestem Kudłatym. Zyskałem status obojniaka, babochłopa itd.

Kiedyś właśnie oglądałem wywiad z Anią Grodzką. Mówiła, że jako dziecko jesteśmy bardzo naturalni w tym, kim jesteśmy. Ze dopiero z czasem łykamy te wszystkie wzorce, role i przepisy. I rzeczywiście tak było. Zepchnąłem tego Kudłatego z balkonu - było mi łatwiej powiedzieć sobie, ze jestem lesbijką.

1 kwietnia 2014

Ja nie jestem antykatolikiem! Może rzeczywiście kiedyś byłem, ale zmieniłem podejście. Religia jest w porządku. Podziwiam Kari. Przed koncertami się modli i dziękuje Bogu za wsparcie.

Reakcja osoby, która mnie swego czasu wysłuchiwała: "I dzięki niej wracasz na ścieżkę pana?" Atak.

7 grudnia 2014

Dziś nie napiszę tego jej. Dziś napiszę to tu. Jestem z siebie dumny. Dziś jestem mężczyzną. Najbogatszym jakim byłem do tej pory. W przeżycia.


sobota, 6 grudnia 2014

Dziesięć

Był taki czas, luty tego roku. Tęsknota, wielka, krótka miłość, przytłaczająca zaduma, a z tego wszystkiego wyrwał mnie koncert Kari. I potem dalej wielka, krótka miłość zduszona przez nią najszybciej jak mogła. Chwilowa utrata sensu aż w końcu nastał marzec. Grałem w Pod Tytułem z barmanami w darta, piłem hektolitry herbaty, a dzień później siedziałem w Śródmiejskiej, odwiedziłem piekarnię, herbaciarnie a na koniec Empik. Czułem się wspaniale. Cisza przed burzą. Wszystko runęło piątego marca.

Listopad tego roku. Wielka, krótka miłość. To zawsze ja dostaję po dupie. To zawsze ja jestem tym, który kocha i nie dostaje niczego w odpowiedzi. Z tego wszystkiego wyrwał mnie koncert Kari. Dwa tygodnie po nim znów straciłem sens. Początek grudnia i czuję się trochę lepiej. Pytanie, co się stanie teraz? 10 lutego zaczęła się krótka, wielka miłość. 10 marca był pogrzeb. Wszystko kreci się wokół tej cholernej dziesiątki. Co stanie się dziesiątego grudnia? Czy stanie się w ogóle, skoro odkryłem tę zależność? Nie wierzę w zabobony, wierzę w dobro. Dziesięć jest zawsze nowym rozdziałem. Zostały cztery dni.

piątek, 5 grudnia 2014

Pokłosie

Ok. Założyłem tego bloga dość spontanicznie dwie minuty temu, bo chcę wylać gdzieś całe zło, które we mnie siedzi. Niepokój, lęki. Chcę się czymś podzielić, obnażyć. Taki już jestem, że będę tak robić.

Siedziałem bezmyślnie przed laptopem, gdy przed oczami mignął mi kadr z filmu "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. "O, oglądasz Pokłosie!", zatrzasnąłem laptopa i przyłączyłem się do mamy.

Pierwszy raz film obejrzałem w marcu, jeszcze przed Wielką Wewnętrzną Przemianą. Od dawna siedzę w tematyce Żydów, zaginionych macew, pogromów i ogólnie całego zła, które dotknęło ten naród w czasie drugiej wojny. Mój pierwszy raz z tym filmem był formalnym potwierdzeniem mojej wiedzy. W zasadzie od połowy nie musiałem oglądać, bo wiedziałem co się stanie. "Pokłosie" nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, bo już doskonale znałem schemat prześladowań Żydów na wsi polskiej. Nic nowego się nie pojawiło. Tak bardzo innym człowiekiem jestem teraz niż byłem wtedy, 15 marca. Dziś film totalnie mnie przygniótł, po obejrzeniu bez sensu tłukłem się po mieszkaniu i nie mogłem wydobyć z siebie ani słowa. Mama nieszczególnie poruszona poszła się myć. A ja nie wiem, co mnie dziś tknęło. Dobrze znam temat. Wiem niemalże wszystko. Dziś dotarła do mnie cała esencja zła. Bez podziału na Żydów, Polaków czy Niemców. Dziś dotknął mnie brak człowieczeństwa. Dziś historia nie była ważna. Tak bardzo innym jestem człowiekiem 5 grudnia. Pozwoliłem aby wiedza o całym źle dokonanym na Żydach stała się codziennością. Nad człowieczeństwo postawiłem fakty historyczne. 

Chodziłem po niemieckich nagrobkach. Szedłem tą drogą dwa lata temu. Wiedziałem, że nie może tak być. Ale zupełnie nie wiedziałem co zrobić. Tyle pomysłów, żaden trafiony. Dziś jestem zupełnie inny. Dziś nie pozwolę by jakakolwiek stopa stanęła na jakimkolwiek nagrobku.

W tym roku, w marcu poznałem czym jest śmierć. Poznałem jej smak. Poznałem piękno świata. I nigdy nie pozwoliłbym by teraz ktoś odebrał mi moje człowieczeństwo. Jestem człowiekiem i nie pozwolę zrobić z siebie jego karykatury. Jestem człowiekiem i przysięgam, że już zawsze nim będę.