poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zanim

Zanim znów odezwie się we mnie superbohater
Będzie już po wszystkim
Czytać będziesz tę książkę
Którą dawno już chciałaś

Zanim rzucę swe dobro dla dobra twojego
Będzie już za późno
Jeść będziesz te kilka batonów
Za którymi zawsze przepadałaś

Zanim powrócę do roli męczennika
Nie będzie już warto
Wcierać będziesz masło do ciała
Za którego zapachem szalałem

Zanim stanę w bohaterstwa płomieniach
Wszystko już spłonie
Patrzeć będziesz w ogień
Z kolejnej zapalniczki

I choćbym teraz rozjarzył się ogniem purporowym
Na nic moje cierpienia
Gdy tylko już te symbole
Jedynie gasnący płomień obudzą

niedziela, 11 stycznia 2015

Żegnać się jak gentleman

Czasem docierają do mnie historie ze świata, że kobieta, której niedoszły mąż tragicznie zginął tuż przed ślubem, robi sobie sama sesję ślubną. W ten sposób godzi się z utratą ukochanego i otwiera nowy rozdział w swoim życiu. Czytam teraz też książkę, której główna bohaterka dopiero po pięciu latach pisze list do zmarłego męża i w tym momencie czuje, że ciężar ustępuje.

Też napisałem kiedyś list. I było to jedyne, co znalazło sie w moim kalendarzu oprócz kierunków podróży i ilości wypitej herbaty. Nie zawsze musi być to list. Forma jest nieistotna. Najważniejsze jest w tym wszystkim uchwycenie tego, co mówi twoje serce.

Częściej jednak przychodzi pożegnać się z osobą, która nie opuściała świata jako takiego, lecz nasz świat. Jeśli nadal szanujesz tę osobę (a wypadałoby, jeśli spędziłeś z nią piękne chwile) dowodem będzie na to pożegnanie. Najlepsze, na jakie możesz sobie pozwolić. Takie, które ukaże, ile dla ciebie znaczyła ta osoba. Świadczące o tym, że będziesz ją dobrze wspominać. Właśnie. Zapomnienie nie jest kluczem. Wybaczanie jest drogą do wewnętrznego spokoju, który pozwoli ci pamiętać dobrze, myśleć dobrze, szanować.

Nie myśl, że jakaś naprawdę odjazdowa forma pożegnania jest deską ratunku, która daje nadzieje na powrót utraconej osoby. Pożegnanie to zamknięcie jednego rozdziału, które daje nadzieję na płynne przejście do następnego. Tak często pomijane, a jednak niezbędne do pogodzenia się ze swoją przeszłością, co później owocuje szczęściem.

środa, 7 stycznia 2015

Step out!

Wkarczając w nowy etap życia, czuję się bardzo egoistycznie, zostawiając za sobą tą, którą kocham. Boję się, że to będzie moralnie niewłaściwe. Mam potrzebe ratowania innych kosztem siebie. Wkroczenie w nowy etap jest równoznaczne z wyrzeczeniem się swojej miłości - tego co we mnie najpiękniejsze. Może to właśnie chodzi o wyjście ze swojej strefy komfortu? Może moją strefą komfortu jest rola bohatera? Może właśnie to czas na step out? Już wystawiłem piętę za to bagno. I chyba lepiej moralnie czułem się w roli męczennika. Może to całe męczennictwo jest po to, żeby czuć się dobrze moralnie a co za tym idzie karmić swoje ego? Zaczynam myśleć trochę bardziej racjonalnie. Zaczynam powoli zrzucać z siebie skorupę bohatera romantycznego. Ale czy tego chcę? Może wyjście z tego to jedyna droga do szczęścia? Ale przecież w męczennictwie utrzymywała mnie wiara, że zostanie mi to wynagrodzone, że przyniesie mi to szczęście. A co jeśli warunkiem szczęścia będzie wyjście z tego i wkroczenie w nowy etap życia? Snape nigdy nie został wynagrodzony. A Harry? Harry udźwignął krzyż i zdołał walczyć. Ale przecież ja mam swój krzyż, który ostatnio staje się leciutki i może dlatego wziąłem na plecy jeszcze jeden? Może ja po prostu lubię mieć cieżar na swoich barkach? Może po prostu nie jestem na tyle silny, by wyjść ze strefy komfortu, którą jest (sic!) rola bohatera? Postępuję trochę jakbym rozdawał jedzenie głodnym a w końcu sam nie miał co jeść. Może za bardzo idealizowałem? I boję się, że będę się brzydzić, że postanowiłem ratować siebie a nie innych. No ale w końcu trzeba zacząć od siebie. To wszystko to strach przed nieznanym...

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wrócisz do mnie, szczęście?

Czuję, że znów mogę być szczęśliwy. Wystarczył tylko werset z Biblii na Instagramie, by zrozumieć w jakim bagnie się obracam. Te dwa tygodnie bez mojego PRESTIŻOWEGO LO w zasadzie przespałem. Wrzucając jakieś zdjęcia na Instagrama (@czarycezary) tylko po to, żeby w opisie dać jakąś depresyjną myśl. I nie jestem w tym smutnym nastolatkiem z tumblra. Musiałem się gdzieś wypisać. No ale wracając. Tak, mogę być szczęśliwy. Pogodzony z tym co się stało, nie oczekując zupełnie niczego od tego co się wydarzyło. Tak. I już nie będę do niej pisać. Czuję, że teraz jestem gotowy, by więcej tego nie robić.

piątek, 2 stycznia 2015

I od tego momentu chodzę z wielką raną w sercu, którą udało się już w jakimś stopniu zabliźnić, ale tak niewiele trzeba, żeby znów się otworzyła. Kto by pomyślał, że dzień wcześniej oglądałem tenis, że wcześniej takie malutkie sprawy mogły mieć znaczenie. I długo to zajęło, aby znów je zyskały.

Razi mnie obojętność. Razi mnie brak szacunku. Razi mnie przejmowanie się szczegółami, kiedy nie pojmuje się istoty zdarzenia. I nie raziłoby mnie to, gdyby nie ta rana... To właśnie ona czyni mnie w pełni człowiekiem. To ona jest źródłem mojej siły.

Życie jest piękne. I wstydem jest powiedzieć, że jest inaczej. Nieważne ile problemów masz na głowie. Życie jest piękne i zawsze będzie. To Twoje problemy są źródłem Twojej siły. Nie bój się stawiać im czoła. Jeśli się przed nimi schowasz, kiedyś Cię dopadną, ale wtedy to one będą silniejsze niż Ty jesteś teraz. Uczieczka od problemu jest zwyczajnym aktem tchórzostwa, a to tylko odbiera Ci siłę, którą masz w sobie teraz.

Spójrz na mnie, spójrz gdzie teraz jestem. Przez lata ignorowałem mój największy problem. Teraz rozkwitam, żyję jako mężczyzna, mam się całkiem nieźle. A wystarczyło tylko trochę odwagi, żeby znaleźć w sobie wojownika. To moja wojownicza natura doprowadziła mnie do punktu, w którym jestem teraz. I jestem za to wdzięczny Bogu, bo mocno wierzę w to, że on zesłał ludzi, którzy mnie zmienili.

czwartek, 1 stycznia 2015

Devotion

Postanowienia noworoczne? Ułożyć sobie życie na nowo. Pozwolić jej odejść. A jak będzie chciała wrócić... ułożyć sobie życie na nowo. Z nią.