Napisałem na instagtamie, że to był dobry rok. I czuję się z tym słodkokwaśno. Pomyślałem sobie, że to był dobry rok. Dwa koncerty Kari. Roześmiałem się i zaraz rozpłakałem. Jak groteskowo. Co się ze mną stało ostatnio?
Nie wiem jak to wszystko się zaczęło... Nieudana próba całkowitego przyznania się do transseksualizmu...
Beztroski czas spędzony z dziewczyną, którą wtedy szczerze kochałem... Prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych okresów mojego życia. No i koncert Kari... Wybrnąłem z perkusyjnego doła i postanowiłem w końcu kupić tego cholernego pada. Po roku nauki! Kotłowało się we mnie tyle pozytywnej energii a jednak czegoś mi wciąż brakowało.
Wszystko tak nagle się zmieniło w tę środę popielcową. Odeszła. Jak żyć dalej ze świadomością, że ona już nigdy nie zobaczy piękna otaczającej nas codzienności? Nie wiedziałem. Zacząłem zagłębiać się w teksty z Wounds And Bruises i to był początek wielkiej podróży wgłąb mnie. Nie chcę umrzeć jako dziewczyna.
Pakery, bindery i inne trans śmieci. Budowanie nowej tożsamości chociaż wśród kilku bliskich osób. Na tyle mogłem sobie pozwolić. Ciągła zmiana imienia. Wy, którzy byliście przy mnie, nie wiem jak to wytrzymaliście i dziękuję Wam za to bardzo. Tyle się działo. Pogodziłem się z kilkoma rzeczami na raz i stałem się lepszym człowiekiem. Silniejszym.
Gdyby życie było tylko Rolandem Garrosem... w zasadzie wyrzuciłem te 3 dni z tego roku. Nie dochodzi do mnie, że to wydarzyło się właśnie w maju 2014. Gdyby życie było tylko tym krótkim momentem, który gdzieś mi uciekł... Trzy dni to bardzo krótko w skali roku...
Znalazłem Łódź - nową miłość, a w niej zupełnie randomowo nowe imię. Jestem Czarek. Definitywnie. No i koniec wielkiej przygody z ZS2. Jak zaklimatyzuję się w LO skoro przez 9 lat chodziłem do tej samej szkoły...?
Proszę, proszę, kto tu idzie ze mną do klasy... Dawno zapomniane marzenie...
Więc napisałem do niej. Cześć. Odpisała to samo. Chciałem ją tylko poinformować o zmianie płci. Tak bardzo pragnąłem nowej tożsamości... Ale moja odwaga skończyła się na samym powitaniu. Trzeba coś zrobić ze swoim życiem! Całe wakacje przespałem... Zostały trzy tygodnie...
Naprawdę poważnie rozważałem opuszczenie rozpoczęcia roku. Przecież nie mam garnituru... Ale w końcu poszedłem, jakoś. Dzień później byłem już sobą, chłopakiem. Zacząłem budować nową tożsamość. I udało się. Bezproblemowo. A tymczasem... Chłopak przynosił jej jedzenie do szkoły. Postanowiłem zająć się innymi.
No, no, zajmowanie się innym całkiem nieźle mi szło. Wczułem się. Aż powiedziała mi, że się kłócą. Znów poczułem swoją szansę.
No, to wyznałem jej miłość. W dość głupi sposób, ale uważałem, że najlepszy możliwy. A ona zamieszka z nim w kawalerce. Czad. Tylko że... Kilka dni później zerwali. Ogarnęła mnie dziecinna radość. Potem było jeszcze lepiej. Ale bardzo chiałem jednego i to mnie zgubiło. Mieliśmy 'romans', z którego wyszedłem w nadziei na związek. Ta. I gdybym mógł cofnąć czas, trwałbym w tym cudnym romansie. No. Ale znowu nadszedł koncert Kari. I jakimś cudem znalazłem się w garderobie. Pozdrawiam Nowy Tomyśl! Podziękowałem za to jak jej muzyka wpłynęła na moje życie, a ona znowu mnie zaskoczyła...
Wszystko znów się posypało. Zostawiła mnie bez wyjaśnienia, które potem próbowałem odgadnąć. I w końcu je poznałem. I jeśli to czytasz, a ufam, że czasem tu zaglądasz to wiedz, że nikogo nigdy tak nie kochałem, jak Ciebie kocham, dla nikogo tak dobrze nie chciałem jak dla Ciebie chcę... ale mogę się ogarnąć. I przestać być zbawicielem, kiedy go nie potrzebujesz.
I co ja mam myśleć...? Z jednej strony cieszą mnie przemiany a z drugiej więdnę z tęsknoty. Usycham, ale trzymam się tej nadziei, że kiedyś to wszystko się odwróci...